piątek, 31 grudnia 2010

Szczęścia Wam życzę!

Życzę Wam po prostu szczęścia :-)



Nie ma już szampana
I fajerwerki przeminęły
oto jesteśmy, ja i Ty
Czujemy się zagubieni i smutni
To koniec przyjęcia
I ranem nadchodzi szary
Tak niepodobny do wczorajszego
Teraz jest czas dla nas by zostać...

Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może mieliśmy wizję teraz i wtedy
Świata gdzie wszyscy sąsiedzi są przyjaciólmi
Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może my wszyscy mieliśmy nasze nadzieje, może próbowaliśmy
Jeśli nie będziemy silni polegniemy i zginiemy
Ty i ja

Czasami widzę
Jak powraca nowy odważny świat
Widzę jak się rozwija
Na prochach naszego życia
O tak, ludzie są głupcami
I myślą że wszystko będzie w porządku
Ciągną to, nogi jak z gliny
Nigdy się nie dowiedzą że błądzą
Wciąż zmierzając dalej...

Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może mieliśmy wizję teraz i wtedy
Świata gdzie wszyscy sąsiedzi są przyjaciółmi
Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może my wszyscy mieliśmy nasze nadzieje, może próbowaliśmy
Jeśli nie będziemy silni polegniemy i zginiemy
Ty i ja

Teraz dopiero to widzę
Te wszystkie sny które mieliśmy wcześniej
Wszystkie są martwe, nic więcej
To konfetti na podłodze
To koniec dekady
W kolejne dziesięć lat czasu
Kto może powiedzieć co możemy znaleźć
Jakie kłamstwa czekają na nas za tą linią
Na końcu dziewięćdziesiątego dziewiątego...

Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może mieliśmy wizję teraz i wtedy
Świata gdzie wszyscy sąsiedzi są przyjaciółmi
Szczęśliwego Nowego Roku
Szczęśliwego Nowego Roku
Może my wszyscy mieliśmy nasze nadzieje, może próbowaliśmy
Jeśli nie będziemy silni polegniemy i zginiemy
Ty i ja

środa, 29 grudnia 2010

...

Bez tytułu, bo nie wiem jaki byłby adekwatny.
Miał to być miły, sympatyczny post o przemiłych, świątwecznych niespodziankach od Was.
Ale niestety, nie jest mi miło po tym, co zobaczyłam na pewnym filmie opublikowanym w necie.
Film do ściągnięcia jest tu
Ale ostrzegam! To nie jest nie bajka dla grzecznych dziewczynek!
To koszmar!
To instruktaż dla hitlerowców.
Nie byłam w stanie obejrzeć go do końca.
W skrócie: gnojek około dwuletni w bardzo wymyślny sposób maltretuje kota. A KTOŚ to filmuje!
Gówniarzowi należy się solidne lanie w gołą dupę! I proszę mi tu nie pisać, że bicie to nie jest metoda wychowawcza!!
Natomiast fiuta, który to filmował z przyjemnością potraktowałabym tak, jak to biedne stworzenie!
A na zakończenie powiesiłabym za nabiał na cienkim drucie!
Tutaj możecie poczytać o czym jest ten film.

Jeśli kogoś oburzyło słownictwo w tym poście, to trudno. Guzik mnie to obchodzi.
I tak się hamowałam!
W komentarzach nie będę powściągliwa!!

czwartek, 23 grudnia 2010

Dla Was...

Kochane moje czytelniczki!
I te jawne - komentujące, jak i ukryte - podczytywaczki.

Z okazji tych najpiękniejszych świąt w roku, tak ciepłych i rodzinnych, życzę Wam szczęścia, spokoju i miłości.

Niech wszystkie troski i niepokoje odejdą i nie wracają.

Życzę Wam też dużo cierpliwości i wyrozumiałości.
I najważniejsze - SPEŁNIENIA MARZEŃ!

Dziękuję, że jesteście i że tu przychodzicie :-*

Do życzeń dołącza się również Fredek.
Zdjęcia jak zwykle autorstwa mojej zdolnej Joanny :-)

środa, 22 grudnia 2010

O śpiewaniu będzie...

Bynajmniej nie kolęd!
Ogólnie tak.
Natchnęły mnie komentarze na blogu Doroty . Te o śpiewaniu.
Jak wszyscy wiedzą śpiewać każdy może. Trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi ;-)

Ja tam lubię śpiewać. Szczególnie w samochodzie, ku utrapieniu pasażerów.
Nieważne w jakim języku leci piosenka - ja śpiewam!
A co mi tam!
Moje dziewczyny chyba już przywykły do fioła mamusiowego.
Kiedyś jednak mój śpiew radosny doprowadził mnie prawie do więźnia!

Było to jakieś dwa lata temu.
Wróciłam z pracy oczywiście radośnie wyśpiewując jakąś pieśń miłosną wespół w zespół z Aniusią. Wjechałam na podwórko nie przerywając wtórowania gwiazdce aktualnie zawodzącej w radio. Wypakowywałam zakupy, artystycznie wypinając zadek na cały świat i okolice...
Wypełzłam z samochodu z pieśnią na ustach i... słowa zamarły mi już na poziomie przepony...
Pod bramą stała policja... Taka prawdziwa - mundurowa.
W ilości sztuk dwóch.
Jeden starszy od mnie (nie powiem! przystojniacha!), a drugi młody szczawik kapkę leciwszy od mojej Joanny.
Ten starszy wcale ni krył rozbawienia, natomiast młody usiłował przyoblec na swe oblicze marsową minę, ale z mizernym skutkiem i w efekcie oczy mu cokolwiek wypuczyło...
-O jesssuu! No ja wiem, że Marią Callas to ja nie jestem! Ale śpiewać każdy może. Aż tak sąsiadom za skórę zalazłam?? O matko! Ale żeby od razu policję wzywać?? Wystarczyło przecież powiedzieć! Obiecuję poprawę. Publicznie nie będę się produkować!
-No nie! - przerwał mi ten starszy - niech pani śpiewa. Podobało mi się. Koledze też. Prawda? - tu zwrócił się do młodego.
Ten spalił cegłę, ale wykrztusił z siebie coś na kształt potaknięcia.
-Nooo...
-NO! - potwierdził stanowczo starszy.

W kwestii wyjaśnienia: u sąsiadów było włamanie i pytali czy czegoś nie słyszałam. Słuch niby mam, ale nie wywieszam uszu za okno, więc niestety nie mogłam pomóc miłym mundurowym.

A ponieważ mam pozwolenie odgórne i to do samej władzy, to se dalej zawodzę radośnie.
Tyle tylko, że teraz rozglądam się na wszelki wypadek, czy nie ma w pobliżu niewinnych istnień ludzkich, które mogłabym porazić siłą swego głosu...
Bo jak coś - nie chcę być zakuta w kajdany!
Cierpliwość sąsiadów kiedyś się może skończyć ;-

środa, 15 grudnia 2010

Chwalipiętnik

Na wstępie pragnę ostrzec wszystkie wrażliwe (czyt. zazdrosne!) osoby. Ten wpis będzie w swej treści typowo i nieznośnie chwalipiętny ;-)

Zacznę od tego, że NIE wygrałam "wrednego candy" u Kaprysi.
Ale Kaprysia postanowiła nagrodzić wszystkie uczestniczki zabawy!
I dzięki temu jestem posiadaczką broszki i kolczyków:

Zdjęcie autorstwa autorki kompleciku ;-)
Kaprysiu - bardzo Ci dziękuję! Sprawiłaś mi wielką przyjemność i niespodziankę :-)) Ogromnie się cieszę, że mam taką fajną brochę!
Kolczyki powędrowały do Rabarbary ;-)

A teraz to pojadę po bandzie w kwestii chwalenia się...
Otóz jak wierne czytelniczki zapewne się orientują, oprócz wspomnianej rabarbary posiadam również drugie dziecię - Aniusię.
Szkoła do której chodzi wzięła udział w projekcie Latający Uniwersytet Dzieci. O szczegółach można przeczytać TU
W skrócie: w projekcie wzięło udział osiem warszawskich szkół. Do zdobycia było 38 bezpłatnych indeksów upoważniających do brania udziału w wykładach na uniwerku lub polibudzie.
Dzieci, oprócz zajęć w szkole miały również zadawane prace domowe.
Mnie osobiście powaliła praca z inżynierii materiałowej... Nie wiem, jak to moje dziecko ogarnęło!
Cieszyłam się, że ja NIE MUSZĘ :-DDD
Ani bardzo zależało na tym indeksie.
Marzyła, jak to będzie fajnie jeździć na wykłady, robić doświadczenia no i NAUCZYĆ SIĘ czegoś nowego.
Na wszelki wypadek ostrzegałam ją, że dzieci jest mnóstwo, a indeksów tylko 38...
Po to, żeby nie poczuła się bardzo rozczarowana, że niekoniecznie i nie zawsze będzie tą najlepszą...
A jak bardzo będzie jej zależało, to pomyślimy o indeksie płatnym, bo i taka opcja istnieje.

Czekam ja dziś po lekcjach na moją okularnicę. Wbiega - nie, nie wbiega - wlatuje do szatni i od progu krzyczy:
-MAMO!!! MAM INDEKS!!!!

No i jak tu się nie chwalić??? :-DD
Swoją drogą to ciekawostka: jeszcze sobie tkwi w głębokiej podstawówce, a już od nowego semestru będzie studentką :-DDD

Na koniec nieśmiało i ja sama się pochwalę naszyjnikami, które jakimś cudem są jeszcze w domu


No to tyle popisywania się na dziś. Wytrzymał to ktoś?? ;-)

wtorek, 7 grudnia 2010

Marzenia się spełniają...

Marzenia...
Kto ich nie ma? Chyba każdy.
Jeden marzy o luksusach, samochodach, podróżach. Ktoś inny o miłości romantycznej a la Romeo i Julia tyle, że z happy endem ;-)
A ktoś inny, żeby mu nie zabrakło na chleb...
Czasem marzenia się spełniają.
Ale nie zawsze ich spełnienie wprawia w euforię...

Marzec 2009

Moje dziecko młodsze przyszło ze szkoły i oznajmiło mi, że na skutek przesadzenia ich przez panią wychowawczynię, wylądowała na trzeciej ławce i nie widzi tego, co jest na tablicy.
No normalnie NIC nie widzi!
Cóż. Pomyślałam, że dziecko mam genetycznie obciążone i wcześniej czy później musiała wyjść jej skłonność do "krótkich" oczu.
Pojechałyśmy do okulisty.
I co?
A nico!
Wszystko przeczytała!
No normalnie WSZYSTKO! Gołymi i nieuzbrojonymi oczami! Nawet te ciupulkie literki i cyferki na samym dole planszy.
-Masz świetny wzrok - powiedziała pani okulistka.
Ania spuściła nos na kwintę...
Po wyjściu przycisnęłam mojego aniołka o co chodzi z tą ślepotą szkolną.
-Bo ja bardzo chcę mieć okulary! Tak jak ty, tata, Asia i dziadek. Wszyscy mają, a ja nie! Tak sobie o nich marzyłam!
-Masz przecież przeciwsłoneczne.
-Ale to nie to samo!!
-No tak. Ale ty je MOŻESZ nosić, a nie MUSISZ. Wkładasz i zdejmujesz kiedy ci wygodnie. A ja mam okulary w zasadzie "przyrośnięte" do nosa. Lubię je, bo dzięki nim widzę, ale czasem chciałabym móc polansować się tylko w przeciwsłonecznych.
-Nooo taaakkk... - Ania nie była do końca przekonana.

Grudzień 2010

A dokładnie 01.12.2010, czyli sześć dni temu.
-Mamo! Pani pielęgniarka prosiła, żebym ci dała tę kartkę:
Czytam:
"Szanowni Rodzice! U córki podejrzewam wadę wzroku. Wskazana wizyta u lekarza okulisty. Proszę o informację po wizycie"
Hmmm....
No w sumie od poprzedniej wizyty u okulisty minęło dobrze ponad półtora roku. Warto by sprawdzić.
Nie zwlekając zapisałam dziecinę do lekarza.
I tak oto w piątek okazało się, że los potraktował oba jej błękitne oczęta "sprawiedliwie":
po -1,25!
Okulary bezwzględnie. Na stałe.
Nie tylko do oglądania TV czy siedzenia przy komputerze.
No i tu Ani mina zrzedła...
-Jak to?? Na stałe?? Nie można ich zdjąć??
-Można A nawet trzeba. Do spania, do mycia i na WF - pocieszyłam ją litościwie - poza tym chciałaś mieć okulary, prawda?
-No tak, ale nie zawsze!
-Wiesz co? To nie koniec świata. Okulary dodają powagi, wdzięku i urody! Zobaczysz. Pani Monika coś fajnego ci wynajdzie. Będziesz bardzo zadowolona. A poza tym będziesz nareszcie dobrze i widzieć. Okulary wcale nie są takie złe.
-A etui dostanę, tak jak ty?
-No pewnie! I szmatkę do wycierania też.
-Tak jak ty?
-Nie inaczej.
Anię trochę pocieszyła wizja szmatki i etui, ale następnego dnia do wspomnianej pani Moniki pojechała w nieco minorowym nastroju...
Przymierzała oprawki takie , śmakie i owakie. Niby fajne, ale...
Pani Monika popatrzyła bystro na moje dziecko i mówi:
-To jak? Będziesz nosić okularki? Cieszysz się?
-Yyyhhhmmm... Nie bardzo...
-A CZEMU?? Kochana! Nie każdy może mieć prawdziwe okulary! Trzeba sobie zasłużyć! Zobacz może te oprawki.
Ania włożyła i powiedziała:
-Ooooo! Jakie fajne!
Ja dorzuciłam:
-No moja droga! Mateusz to teraz trupem padnie z zachwytu na twój widok.
-Żeby on jeden! - zawtórowała mi pani Monika.
-Aniu! Masz bardzo śliczną buzię z regularnymi rysami. Wprost stworzoną do noszenia okularów. Uwierz mi! Ja się na tym znam - kontynuowała pani optyk.
Ania odwróciła się ponownie do lustra już z promiennym uśmiechem i kręcąc głowiną raz w prawo, raz w lewo oznajmiła nam:
-No.... W sumie... Okulary nie są takie złe. Przynajmniej zmarszczek pod oczami nie będzie widać!


Oto moja pomarszczona pod oczami dziewięcioletnia okularnica:

No i taka konkluzja na koniec:
zamiast pchać kasę w botoksy, chirurgów plastycznych naciągających skórę tak, że po pewnym czasie brwi na karku lądują lepiej zainwestować w... okulary dla krótkowidza!
Zmarszczki wprawdzie nie znikną, ale nie będą widoczne, co udowodniłam powyższym zdjęciem ;-)

środa, 1 grudnia 2010

Czekoladowo :-)))

Pada sobie śnieżek, pada sobie równo.
Raz spadnie na kwiatek, drugi raz na...
bratek ;-)
To tyle w kwestii informacji meteorologicznej z tego jesiennego ciągle, jakby nie było, dzionka...

Dziś rano przeżyłam lekki szok. Termiczny i nie tylko...
Termometr za oknem kaszląc i kichając oznajmił mi, że jest -21!!
Zgroza!!
Ja chcę +21!! Oddajcie ciepło!! UPAŁY WRÓĆCIE!!!

Odwożąc małoletnią do szkoły w połowie mojej ulicy zobaczyłam coś jakby opar...
-Mgła?? Przy tej temperaturze?? Niemożliwe!
Im bliżej byłam tego czegoś, tym bardziej byłam zdumiona.
A jak już w to wjechałam zszokowałam się na amen! Otóż na środku ulicy była sobie kałuża! Wielka jak Pacyfik! W ten mróz! I to ona tak parowała jak gejzer na Islandii!
Pewnie pękła rura ciepłownicza. Samochody zaparkowane obok tegoż rozlewiska będą sobie tak stały aż do roztopów, bo je najnormalniej w świecie scementowało! Z gruntem. Drzwi, koła i błotniki tworzyły zgrabną, jednolitą masę...
I tak sobie pomyślałam:
-Jak to dobrze, że do mojej części ulicy cywilizacja dotarła jedynie w postaci asfaltu. Bo jakby tak rura z ciepełkiem pierdyknęła, nie byłoby za wesoło! Ogacać się we własnym domu mało miłe jest!

No chyba, że się ma w co! I ma się to szczęście, że się zna taką jedną Ankę
Otóż ta kochana kobieta dbając o mój kostropaty grzbiet, co by nie przemarzł za nadto pyknęła mi chustę!
O taką:

Moje zdjęcie jest do luftu, bo robiłam je po ciemaku :-/
Tak więc pozwoliłam sobie, bez wiedzy rzeczonej Ani gwizdnąć jej fotkę
Chusta jest czekoladowa, miękka jak puszek, lekka jak piórko i cieplutka jak pierzynka!
Po prostu cudo!
A jak fajnie była zapakowana!
Najpierw byłam ambitna i starała się rozsupłać te wszystkie węzełki, ale w końcu złapałam nożyczki i ciach!
No bo czyż nie tak rozcięto węzeł Gordyjski??
Oprócz tego zwiewnego cudeńka była jeszcze zawieszka

Piesek, którego zachachmęciła Ania
No i list. Bardzo miły i osobisty :-)
Aniu! Sprawiłaś mi ogromną przyjemność i radość. Ciągle dla mnie jest zdumiewająca taka ludzka dobroć i bezinteresowność.
Dzięki takim gestom nawet w tak mroźny i nieprzyjazny dzień jest mi cieplutko i tak jakoś... fajnie :-)


I tak pozostając na fali czekoladowego zachwytu upiekłyśmy dziś z Anią Czekoladowe cuda
Polecam serdecznie!