wtorek, 26 lipca 2011

Latex (2)


Ponownie mam Latex.
O jego zastosowaniu pisałam kilka miesięcy temu.

Pojemność 100 ml.

Kolory:
czarny 7 szt
niebieski 4 szt
czerwony 2 szt.



Osoby zainteresowane Latexem proszę o pozostawienie komentarza i informację na maila (jest pod zdjęciem avatarowym)




sobota, 23 lipca 2011

Było, minęło...

Miałam opisać pobyt w raju.
Jak?
No nie wiem!
Więc będzie reportażowo.

Podróż.

458 km. Nuuuda! Jak było widać w poprzednim poście czasem niektórzy śpią.
A jak się ockną, to się gapią:


Innym szajba odwala i focą cokolwiek.


Nawet własne odbicie w lusterku...


Są jednak tacy, którym się nie nudzi. Bo musi dowieźć te znudzone i zaspane na z góry upatrzone miejsce.



Na miejscu.

Jak już człek dojedzie do celu, to się z przerażeniem dowiaduje, że przyjdzie mu mieszkać z co najmniej dziwnymi osobnikami...
Płci trudnej do określenia




Okrutne te stwory zdarły okularki spokojnemu i niczego nie spodziewającego się dziecku!

Oślepiły małą myszkę...




...po czym poszły na plażę.
Opalać się? Ależ skąd! PIĆ!!


Jak się jest zaawansowanym alkoholikiem, to podobno widzi się białe myszki...
Nadmierne spożywanie napojów typu Frugo prowadzi do jeszcze gorszych skutków...
Widzi się szlajające się luzem i bez dozoru tchórzofretki!



Po takich wizjach nikogo zapewne nie zdziwi zamiana zwykłych ludzików w zwierzęta pociągowo-tragarskie...



Na plaży trwały również boje o najzwyklejszą piłkę plażową...
Wbrew pozorom Ania nie przywaliła starszej siostrze w łepetynę ;-)



Bo starsza miała refleks i zrzuciła balast:

Walka toczyła się dalej...

Czemu z zadowoleniem przyglądała się właścicielka rzeczonej piłeczki:

W końcu padły i dały się sfocić. Prawie wszystkie ;-)




Czasem wiało i pizgało...


Co i tak nie psuło humoru:



Niektórzy się wczuli i wrzeszczeli: Prawie jak TAJTANIK!!

Prawie... Kiecki i szala jakby deficyt ;-)



Nad brzegiem morza można również zaobserwować Syrenki. Bezogonowe ;-)




Bywało, że towarzystwo się rozdzielało i część była ganiana, z mapą w ręku, po bunkrach i innych fortyfikacjach:





Czytać też nie dali...


Podglądali przy ubieraniu...

I przy gadaniu!

By the way: jakby mnie związali, to bym słowa nie powiedziała ;-D


Pewnego dnia, taka jedna pani fotograf zarządziła sesję i pstrykała ile karta miejsca dała!

Ku mojemu zdumieniu też się załapałam!
Normalnie się czułam jak modelka!


Padnij! Powstań! Na kolana!

Yhh! To nie dla mnie!
Chciałam zwiać, ale też mnie dopadła!

Więc uprzejmie przypomniałam, że wszak przeszczepu twarzy se nie zrobiłam i się jej obiektyw wykrzywi na mojej fizis!
Ze wstydu, że popełniła TAKIE niedopatrzenie, pani paparazzi kazała się zakopać żywcem...

A po odkopaniu wyszło szydło z wora!
Aś zapomniał się rano ogolić!! Ale plama :-DD




Głupawka ogólna? Degrengolada? Obciach?
Możliwe...
Ale przecież są wakacje!!!


Powrót.
...
Jakoś wytrzymać do następnego razu ;-)



Kto wytrzymał 36 zdjęć autorstwa mojego i Asi?

czwartek, 21 lipca 2011

Zajawka

Jak opisać 9 dni w prywatnym raju?
Może dwoma słowami:

ZA KRÓTKO!!!

A póki co kilka fotek (z 700).
Autor większości - oczywiście Joanna :-)
Słowa mojego autorstwa będą inna razą ;-)










poniedziałek, 11 lipca 2011

Trzypunktowo

Post dzisiejszy będzie króciutki.
Tylko trzy małe sprawy.

Po pierwsze: pszczółkowy post ma ciąg dalszy. Sprawa się wyjaśniła i moje opowiadanko zostało dodane do bazy.

Po drugie: rzeczy, o które pytałam w zagadkowym poście są już zrobione. Ale ich dziś nie pokażę.

Po trzecie: wyjeżdżamy jutro z moimi dziewczynami precz. W siną (oby niezadeszczoną) dal ;-)
Aha! Jadą z nami te zagadkowe "cosie" ;-)

Będę, jak wrócę ;-)

Pa!

piątek, 8 lipca 2011

Nie ma życia bez bzykania...

Kto nie słucha radia nie wie, że jakiś czas temu w eterze pojawiło się to chwytliwe, acz początkowo zagadkowe hasełko.
O cóż chodzi?
No....
Hehehe!
O pszczółki moi kochani! O pszczółki!
Ich populacja ginie w zastraszającym tempie. Sami możemy to zaobserwować we własnych ogrodach.
Do niedawna na moje kwiaty przylatywały nie tylko pszczoły takie "prawdziwe" z pasiek, ale również te dzikie - leśne.
A od paru lat - nic...
Tylko trzmiele. Nawet bąków nie ma.

Znany Wam olej Kujawski zorganizował akcję pt" Z Kujawskim pomagamy pszczołom".
Wzięłam w niej udział.
Zasady były proste - raz dziennie na maila dostawałam pytanie, a po prawidłowej odpowiedzi w moim wirtualnym ogrodzie pojawiały się nowe krzewy, kwiaty, ule itp.
Ponieważ odpowiedziałam prawidłowo na wszystkie pytania, 05.07 dostałam zadanie finałowe:
"Przekonaj przyjaciela, że warto chronić pszczoły" - czy coś w tym guście...
Od razu sobie pomyślałam:
-Taaa! Pszczółka, kwiatek, pyłek... No już poleciałam! Bzdur pisać nie będę - nie umiem! Cholerka! Szkoda!
I w tym momencie w mojej głowie pojawiły się dwie postaci: Tereska i Marek.
Nie znam ich! Nie znam żadnej Tereski ani Marka!
A oni do mnie gadają!!
-Napiszesz o nas!
-Miodek pitny?? - zapytałam z nadzieją w głosie ;-)
-Nic z tego! My nie trunkowi jesteśmy! Zapomnij!
-Ale co ja mam pisać??
-Siadaj przy kompie i pykaj w klawiszony! Samo ci się napisze. Zobaczysz :-)

Musiałam sprawę przemyśleć. Tyle, że szybko, bo termin był do 07.07 do 23:59.
I co śmieszniejsze - widziałam ich! I całą sytuację!

Niniejszym proszę o nie zawiadamianie panów ze zbyt dużym i nietwarzowym kaftanikiem o przybycie pod mój adres ;-)
Dom bez klamek jakoś mi nie pasuje - wyjeżdżam niebawem precz. Się smażyć na wolnym ruszcie plażowym ;-)

Tak więc wracając do tematu - siadłam ja wczoraj wieczorkiem i zaczęłam pisać.
A w zasadzie moje palce same pisały.
Dopiero jak napisały ostatnią kropkę, oczy przeczytały, co stworzyła klawiatura.
I wraz z czymś, co mili ludzie nazywają mózgiem, stwierdziły, że może być.
Odjechane, ale ogólnie treść trzyma się tematu.

Posłałam...

A dziś dostałam takiego maila (cyt. fragment):
Witamy,
niestety email, z którego Pani obecnie pisze nie znajduje się w naszej bazie w związku z tym nie możemy uznać odpowiedzi.
Prosimy o podanie emaila, "pod którym" brała Pani udział w konkursie.

Trochę się zdziwiłam, ale odpisałam:

Witam Państwa!
W konkursie logowałam się przez FB.

Zaproszenie do strony "Pomagamy pszczołom" dostałam właśnie na tego maila.

Pytania również dostawałam na ten adres mailowy.

Tak więc jak widzicie, szans nie mam.
Czy żałuję?
Chyba nie. Bo wiem, że nie JA nawaliłam, tylko ta głupia TECHNIKA :-DD

A teraz zapraszam do lektury "opowiadania" konkursowego.
Zaznaczam, że jest to pierwsze opowiadanie wyssane z palca (a właściwie z głowy), które odważyłam się wysłać gdziekolwiek i przede wszystkim je upublicznić.
Zaznaczam, że to tzw "produkcyjniak"!!

„Dzień jak co dzień” – pomyślała Teresa.

W tym momencie zadzwonił telefon.

-Halo?

-Cześć! Marek mówi!

-Mareczku witaj ! _ ucieszyła się Teresa. Tak dawno nie rozmawiała ze starszym bratem-sadownikiem.

-Co u ciebie?

-A nic ciekawego. Wybierasz się może w moje okolice?

-No właśnie w tej sprawie dzwonię – Marek roześmiał się tubalnie – przyjmiesz starszego brata?

-Jeszcze pytasz! A jak twój piękny sad?

Głos Marka sposępniał:

-Kiepsko. Mało owoców w tym roku się zapowiada. Najpierw przymrozki zwarzyły część kwiatów, a to co zostało niestety w większości nie zawiązało owoców...

-A nie myślałeś o pasiece? Masz tak dużo miejsca...

Marek przerwał Teresie niecierpliwi:

-Jeszcze tego mi trzeba! Myślisz, że nie mam co robić, tylko się bawić w pszczelarza?? Poza tym – co to zmieni? Kupa roboty, zysk marny, jeśli nie żaden! Bo do czego miód potrzebny? I komu?? Ile można zjeść kanapek z miodem? Jedną max, a i to tylko czasem.

Teresa postanowiła nie drążyć tematu i zapytała jedynie kiedy brat zagości w jej progach.

-Będę jutro. Ugotuj mi siostro coś pysznego – tak jak ty umiesz, dobrze?

-Ok.! Nie ma sprawy.

Następnego dnia.

-Kurcze! Co za pogoda! – Marek otrząsał parasol w wody – i do tego jeszcze burza idzie.

-Daj ten parasol, zdejmuj kurtkę i idź do pokoju. Zaraz podam jedzenie.

-A co tak pięknie pachnie, Teresko?

-Zaraz sam się przekonasz.

-Mmmm! Jakie to pyszne! Niby zwykłe skrzydełka z kurczaka, a jakieś takie niezwykłe... Coś ty tam dodała, czarodziejko??

-Nic nadzwyczajnego Mareczku – miód.

-Miód?? Do mięsa?? Coś takiego...

Marek nic już nie mówił, tylko pałaszował z zapałem kolejną porcję skrzydełek.

-Mam ciasto. Jeszcze takiego nie jadłeś. Masz ochotę?

-Jeszcze pytasz?? Oczywiście! I jak bym mógł cie prosić, to zrób mi siostrzyczko kawkę. Tylko pamiętasz – słodzę dwie łyżeczki!

-Pamiętam, pamiętam!

Teresa poszła do kuchni.

W tym momencie gdzieś blisko uderzył piorun i zgasło światło...

-Ale ciemnica! Masz jakieś świece?

-Mam. Stoją na komodzie. Zapalisz?

-No pewnie! Przecież nie trafię filiżanką do ust w tej ciemnicy – roześmiał się Marek.

Po chwili do pokoju weszła Teresa z tacą, na której stały filiżanki i pokrojone ciasto.

-Tereska! Co to za świece? Pięknie pachną...

-Och nic nadzwyczajnego... To świece z wosku pszczelego...

-Pszczelego? Wosku?? Hmmm...

-No nie dziwacz! Jedz ciasto i pij kawę, bo wystygnie.

-Pycha to ciacho! Z jabłkami i płatkami migdałowymi jak wiedzę? Ale chyba nie tylko?

-Nie tylko. Z miodem...

-Z miodem?? Ciekawe połączenie...

Marek upił łyk kawy.

-Jaka pyszna! Nigdy takiej nie piłem! Co to za gatunek???

-Ten co zawsze, tylko posłodziłam nie cukrem, a miodem...

-MIODEM??

-No tak.

Marek już nic nie mówił. Wyraźnie o czymś myślał....

Burza minęła. Elektrownia „oddała prąd” Światło zaświeciło mało przyjaznym zimnym blaskiem.

Teresa podeszła do komody, żeby zdmuchnąć świeczki.

-Zostaw je, Teresko. Tak pięknie pachną i spokojnie się palą... Nigdy nie widziałem takich świec... I mówisz, ze to z wosku pszczelego?

-No tak.

Marek znowu nic nie powiedział...

Po pewnym czasie pożegnał się z siostrą i szykował się do wyjścia.

-Poczekaj chwilkę, mam coś dla ciebie.

Teresa zniknęła na moment w kuchni, żeby po chwili wyjść z metalowym, dość pokaźnym pudełkiem w rękach.

-Proszę – powiedziała wręczając bratu.

-A co to jest?

-Otwórz i zobaczysz – roześmiała się Teresa

-PIERNICZKI???

-Tak. Wprawdzie pora roku nie zimowa, ale wiem jak lubisz pierniczki, to ci upiekłam trochę „na wynos”.

Marek wyjął jedno ciasteczko z pudełka, ugryzł i oniemiał z zachwytu:

-Teresko! Jakie one pyszne!! Jak mi powiesz, że też z miodem, to nie uwierzę!!

-Z miodem, z miodem – potwierdziła ze śmiechem Teresa.

Minęły dwa miesiące.

-Witaj Teresko! Przyznam się, że dałaś mi do myślenia... Do tej pory sądziłem, że miód używa się jedynie do kanapek. A ty otworzyłaś mi oczy! Bardzo ci dziękuję! Nie przypuszczałem, że pszczoły to nie tylko miód, ale i wosk i pyłek i w ogóle! A o apiterapii słyszałaś?? To dopiero jest! Pierzga i propolis i mleczko pszczele i tyle innych! Pszczoly to nie tylko miod na kanapki!!

-Słyszałam – Teresa zaczęła się śmiać – i sama z powodzeniem stosuję!

-Wiesz co Teresko? Skontaktowałem się z Polskim Związkiem Pszczelarskim. Od przyszłego roku w moich sadach będą ule. Pierwszy słoik miodu z mojej pasieki będzie dla ciebie moja mądra, młodsza siostro. Cieszysz się???

-No ba! Bardzo się cieszę, mój starszy mądry bracie! – potwierdziła Teresa ze śmiechem.

niedziela, 3 lipca 2011

Trochę pytań robótkowych ;-)

Dziś post robótkowy. Dawno takowego u mnie nie było, więc i zaległości się zebrało ciut.
No może nie jakieś kosmiczne ilości, bo czasem nie dysponowałam przez czerwiec w zasadzie wcale.
Zacznę od ciepłych jeszcze naszyjników:

I drugi
Do kupienia w Artillo
Kolejne mam w głowie.
Ciekawe kiedy z niej "wyjdą" i nabiorą realnych kształtów ;-)

Dalej.
"Zabawa" RR.
Celowo użyłam cudzysłowu. Bo to już nie jest ani fajne, ani zabawne :-/
Uczestniczki wiedzą o czym piszę, więc się wywnętrzać nie zamierzam.
Najpierw staniki Edy:

Wyhaftowałam go z opóźnieniem. Nie kryję tego. Eda wie, bo wymieniałyśmy maile.

Natomiast domek Anek poleciał do Kasi jeszcze przed czasem:

Informuję uczestniczki zabawy, że aktualnie sa u mnie dwie kanwy:
Obsesji Kasiulka i Ona_i_ja.
Kanwa Kasi ma być skończona do końca lipca. Natomiast ta druga...
Przyszła do mnie na początku czerwca. A skończona powinna być chyba w kwietniu. Więc sobie jeszcze poleżakuje. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.

I chciałam od razu poinformować, że kanwy osoby, która nawaliła po całości, zostaną odesłane przeze mnie do niej BEZ HAFTOWANIA.
Dlaczego? Bo nie widzę powodu, żeby tracić czas dla kogoś, kto go nie ma dla mnie...


Teraz będzie sympatyczniej ;-)
Dość dawno wygrałam candy u Muny
Aż mi głupio, że do tej pory się nie pochwaliłam!
Proszsz! Włóczka jest moja! :-))))
Póki co sama siebie "zapytowywuję" jak ja z tej włóczki zrobię coś, o czym myślę, ale umiejętności za pomysłowością nie nadążają ;-)


Zdjęcie pochodzi z blogu Muny.

Kolejne pytanko w ty poście:
Czy można nie wygrać, a jednak coś dostać?
A można!
Kilka dni temu NIE wygrałam candy u Leszczynowej, ale...
Ale dostanę nagrodę pocieszenia ;-)
Zdjęcie z blogu Leszczynowej:

Dziewczyny! Bardzo Wam dziękuję za fajną zabawę i prezenty :-)

A teraz, na zakończenie mała zapowiedź tego co się robi i robić będzie.
Się robi:


Się będzie robiło:


Kto chce, niech zgaduje co się robi i co się robić będzie.
Ot tak - dla sportu i rozruszania szarych komórek.

Nagród nie przewiduję :-p

Laura - Ty wiesz, to siedź cicho pliss!