Inaczej tego nie widzę!
Ale...
Jak się człowiek tak wypości robótkowo przed Świętami i w trakcie, to potem z większą chęcią i zapałem zasiada do działań rękodzielniczych. Tym bardziej, że czuje się człowiek doceniony kulinarnie i ogólnie jakoś tak mu dobrze po przyssaniu mega fajnych prezentów ;-)
No dobra!
Święta były i wybyły.
Dziś zasiadłam do maszyny do szycia. Jakoś mi jej brakowało...
Nic w sumie wielkiego nie postało, ale zadowolenie we mnie lekko bąbelkuje.
No więc wykończyłam zająca!
Nie, nie! Spokojnie! Nie jestem kłusownikiem! Po prostu zając, którego prezentowałam tutaj doczekał się szczęśliwego zakończenia i wygląda teraz tak:
Jak widać ewaluował i z planowanej makatki zamienił się cudownym sposobem w koljeną poduchę.
Dlaczego tak?
A bo tak! Bo jakoś nie widziałam sensu wieszania kurzołapki na ścianie.
Poza tym niby gdzie, skoro nigdzie mi nie pasował. Mały taki jakiś i próbny do tego...
A czort z nim! Jest poducha i już!
Ja jestem człek pragmatyczny - to co robię, ma do czegoś służyć i być używane.
O!
I z tego też założenia wyszłam, kiedy tworzyłam taki oto praktyczny uszytek:
Uszyłam je z tzw. "materiałów trumiennych". Kto wie o co chodzi, to dobrze mnie zrozumie, że niełatwo było mi je siekać i zszywać ;-)
No własnie.
Zszywać.
Pokazuję Wam moje uszytki niechronologicznie.
Poducha powstała później.
I mało brakowało, a by jej nie było.
Bo Zośka dostała narowów!
Zaczęła plątać nitki, huczeć jak kombajn w szczycie żniw, trząść się w ataku histerii i ogólnie nie chciała współpracować.
Zablokowała się i już! Ani w przód, ani w tył.
Przywróciłam ją do zycia za pomocą: nożyczek, prujki, śrubokrętu i słów złych:
- Posłuchaj mendo! Jak nie będziesz szyła, to cię kopnę w... (tu rzut oka na młodą młodszą asystentkę Aniusię) kopnę cię w POKRĘTŁA tak, że w powietrzu z głodu zdechniesz! SZYJ CHOLERO, bo na kwiatki pójdziesz!
Nie wiem, co na nią podziałało, ale uszyła co jej kazałam. W nagrodę została nakarmiona olejem i oczyszczona z nielicznych kłaczków. Może to one ją tak buntowały?
Nie mam pojęcia.
Mam tylko nadzieję, że jednak dalej będzie szyła, bo mam w planach trochę cosiów.
W tym jeden całkiem spory i wymarzony "coś". Ale on będzie musiał posiedzieć sobie w poczekalni wraz z innymi planami ;-)