piątek, 18 kwietnia 2014

Dżinsy rządzą

Dżinsy mną zawładnęły. Totalnie. Ba! One mną rządzą!
A dokładnie spodnie.
To taki fajny materiał na wszystko. Siatko-torbę pokazywałam w poprzednim poście, dziś czas na narzutę, a za trochę na resztę (z resztek).

Mam ławkę. Tak dla przypomnienia, łotuuuuu pisałam o niej.
Lata minęły dwa i lawka przestała być ładna... Oblazła, obłysiła się i ogólnie straciła na wyglądzie.
I co? Miałabym ją znowu malować i skrobać? Inwestować w farby?
MOWY NIE MA!
Tym bardziej, że metalowy stelaż trzyma się bez zarzutu.
No to trza zlikwidować (przynajmniej optycznie) strupy farbiane z desek.

Jak?

Najprostszą z możliwych metod - uszyć narzutę :-D

Mam na aparacie zdjęcia z poszczególnych etapów pracy, ale nie będę Was nimi katować.
 Po prostu pokażę Wam efekt końcowy:



Bez testera nie mogło się obejść ;-)


Fred z zadowoleniem przyjął kolejny uszytek pańci i totalnie zrelaksowany  próbował zakurzyć na niej papieroska:





Pani nie pozwoliła, zabrała szmatę, machnęła na miejsce docelowe, więc kocamber zmienił miejsce wylegiwania się z trawnika na ławkę:



A tak wyglądają z perspektywy:


Fred sądził, że narzuta jest tylko i wyłącznie dla niego.
Rozczarował się dość mocno, bo przyszła taka jedna młoda młodsza i pogoniła kocinę twierdząc, że skoro ta, co uszyła jest jej mamą, narzuta jest bardziej jej, niż sierściarza:


No cóż... Sądzę, że dojdą jakoś do porozumienia i nie będą sobie wzajemnie rwać kłaków w bitwie o narzutę dżinsową w rozmiarze 180 x 130 cm ;-)

A zresztą... Mam w planach kolejną, podobną. Na drugą ławkę, bo też oblazła.
Póki co - intensywnie zbieram dżinsy ;-))

Wszystkie zdjęcia są autorstwa mojej starszej córki Joanny

środa, 2 kwietnia 2014

Tralala - recykling trwa

Każdy ludź posiadający dziecko własne wie, że dzieci mają dziwną tendencję do wyrastania z ciuchów. Ledwo ludź odetchnie po generalnej wymianie na przykład bluzek, to okazuje się, że skarpetki pasują ewentualnie na lalczyne nogi.
Skoro skarpetki są maławe, to i buty też.
Wprawdzie wielokrotnie proponowałam moim córzydłom opcję wycięcia dziur na palce, żeby się mogły swobodnie dalej rozrastać, bez konieczności kupowania nowego obuwia, ale jakoś nigdy nie spotkało się to z entuzjazmem ani starszej, ani młodszej latorośli.
Argumenty, zależnie od pory roku, typu:
- Oryginalne takie będą! Nikt nie ma adidasów/kozaków bez palców - mijały bez echa.

To samo ze spodniami - ciut nad kostki i zaraz wielki alarm, że za krótkie!
Jakie tam krótkie!
Na pijawki idealne!
Zero z rozumienia.

Jakiś czas temu znowu usłyszałam od młodszej:
- Mamo! Spodnie mam za krótkie i za ciasne.

Opcji "za ciasne" często to ja nie słyszę od moich zamorzonych dzieciątek, więc bez dyskusji wymieniłam młodej dżinsy na... dżinsy. Tyle, że większe.

I tak oto zostałam ze stertą spodni, z którymi nie wiadomo co zrobić. Wyrzucić szkoda, oddać nie ma komu (jakby nie było powycierane cokolwiek na kolanach i na szwach).
Tak więc złapałam za nożyce, chlasnęłam tu i ówdzie, potem pozszywałam wg tych wskazań i w niecałe trzy godziny powstała taka  torba:





Dla mnie ona?
Ależ skąd! Skoro dżinsy były Ani, to i torba siłą rzeczy do niej należy:


Torbo-siatka będzie używana przez Anię za kilka miesięcy w gimnazjum.
A czemu?
Bo w gimnazjum, które sobie wybrała, są szafki w szatni. I panuje tam całkiem fajny zwyczaj, że młodzież zostawia w nich ciężkie plecaki, a ze sobą zabierają tylko to, co na daną lekcję będzie potrzebne.
Tak więc od września torba będzie używana dość intensywnie, a dżins to jakby nie było bardzo wytrzymały materiał.
Dziś, za zgodą właścicielki pożyczyłam ją sobie jednorazowo do pracy.
Baaaardzo się podobała. Śmiem przypuszczać, że kilka koleżanek miało na nią chrapkę ;-)
Kiedy powiedziałam o tym Ani, capnęła torbę i już nie wypuści jej z rąk:



Na zdjęciach torbo-siatka wygląda na małą, ale w rzeczywistości jest baaaardzo pakowna.
Bez problemu mieszczą się w niej książki większe, niż ta na zdjęciu formatu A4 - 
daję słowo :-D