sobota, 25 października 2014

Bombki w majtasach



Ubrałam bombki w koralikowe majtasy.

Jeśli ktoś jest ciekaw skąd pochodzi pomysł, to na moim blogu recenzenckim znajdzie odpowiedź ;-)

Zapraszam do czytania i komentowania.

sobota, 18 października 2014

Poduszka funkcyjna

Jak Wam już wiadomo, nowy/stary Łucznik szyje i to całkiem nieźle szyje.
No nie sam!
Mną.
Tyle, że "mną" ma jakby deficyty czasowe i rzadko może robić to co by się robić chciało.

Ale jakoś tak w środę po powrocie z pracy stwierdziłam, że mam nagle nadmiar wolnych chwil i warto by je było jakoś konstruktywnie spożytkować.

Pytanie jak?

No jak?
Szyjąc! :-D

A co?
Coś szybkiego i paczłorkowego.

Pomysł pojawił się niejako samoistnie.
Otóż moje młodsze dziecko podłącza komórkę do ładowania na noc. W łóżku własnym.
Ponieważ kontakt ma po jednej stronie łóżka, a szafkę nocną po drugiej, komórka musi leżeć grzecznie pod kołdrą, bo w innym przypadku, Ania zwyczajnie zaplątałaby się w kabel od ładowarki.

A przy porannym ścieleniu barłogu, komórka dostaje skrzydeł i sfruwa z hukiem na glebę. Sądzę, że pozytywnie na zdrowotność jej to nie wpływa...

Tak więc mus było coś na to zaradzić. I to pilnie.

Poskrobałam się w rozczochraną, wyciągnęłam resztki dżinsów z szycia narzuty, jakąś szmatę w duże ziamaje, pocięłam, zszyłam, przepikowałam i już.

Pod dwóch godzinach Ania dostała poduszkę funkcyjną:



 Swoją rolę spełnia - komórka ma przytulne i bezpieczne mieszkanko ;-)

sobota, 4 października 2014

Łucznik 466 - obsługa subiektywna.

No to poszły konie po betonie...

Jak już wiecie, bo pisałam o tym ło tu, jedna maszyna mi padła, a drugą oddałam do fachowca.
Miała być do odbioru w środę, ale już w poniedziałek dostałam esesmana, że czeka na mnie.
Pojechałam po zreanimowane szczęście wagi super ciężkiej we wtorek po pracy.
No i mam!

Łucznik - uczciwy, leciwy, ale co najważniejsze - DZIAŁAJĄCY!


Mam dowód na to, że latek kobieta ma już trochę:

To strona tytułowa instrukcji obsługi. A w niej, napisana ręką Mamy, data zakupu...

Maszynę odebrałam od naprawcy jako się rzekło, we wtorek. Oprócz niej, wraz ze mną przyjechało ze mną do domu kilka dodatkowych stopek, które zaginęły w akcji na przestrzeni lat, a bez nich ani rusz :-D
We wtorek przejechałam sobie na próbę prostymi ściegami po szmatkach. Ot tak - sprawdzić, czy faktycznie działa.
NO DZIAŁA!!! I skubana ciszej działa niż chińska Zofia!
Kto by się spodziewał!
W środę nie miałam czasu napawać się szczęściem, więc dopiero w czwartek zasiadłam na dobre i przepikowałam z liniałem kawał szmaty.
Oczywiście nie tak sobie - sztuka dla sztuki, tylko z konkretnym zamiarem.
Zamiar nazywał się rękawice kuchenne:


No i zamiar przybrał konkretne, funkcjonalne kształty. Jak widać na załączonym obrazku.
Są RÓWNE! To tylko mój  niekłamany talent do robienia zdjęć je zdeformował :-D

A teraz moje odczucia po wielu latach nieużywania Łucznika 466.
Najpierw minusy:
Pkt. 1 - ciężka jak cholera! Jak ją już się raz postawi na stole, to niech stoi! Bo jeleni brak do targania.
Pkt. 2 - z powodu jak wyżej - musi stać na czymś, co uchroni stół przed dewastacją (koc, gruby ręcznik). Nie ma bata - odciśnie się nawet na MDF'ie!
Pkt. 3 - brak wolnego ramienia dał mi w kość przy obszywaniu rękawic dookoła przy wykończeniu. Wolę nie myśleć, jakbym szyła, gdybym zdecydowała się na lamówkę! Brrr! Prędzej bym siebie wykończyła niż rękawice ;-D
Pkt. 4 - brak zintegrowanego z maszyną obcinacza nici. Oj duży mankament! Duży! Się człek rozwydrzył na jednym, bezproblematycznym ruchu ręki typu: pyk! i obie niteczki obcięte bez wysiłku ;-)

A teraz plusy:
Pkt. 1 - DZIAŁA! I to niweluje te powyższe wady :-D
Pkt. 2 - ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jest cicha! Mimo, że to solidny wyrób zakładów zbrojeniowych w rozkwicie, nie dudni jak czołg! Jest cichsza i to sporo niż wspomniana wyżej Zofia.
Pkt. 3 - Nie wpada w histeryczny dygot i wibracje przy dużych prędkościach.
Pkt. 4 - silna jest i daje radę przeszyć bez zająknienia, łamania igieł i zatrzymania 8 (Tak, tak! Osiem!) warstw grubych tkanin.
Pkt. 5 - rusza od pierwszego kopa i zatrzymuje się bez zająknienia tam gdzie ja chcę, a nie tam gdzie jej się wydaje i ma ochotę.
Pkt. 6 - łatwo się manewruje tkaniną przy WŁĄCZONYM (co podkreślam szczególnie) transporterze - nie blokuje, nie buntuje się, daje się przesuwać po łuku (a nawet po łuczkach) jak po maśle.
Pkt. 7 - chyba subiektywny - mimo, że nawlekanie igły jest bardziej upierdliwe, jakoś szybciej mi to idzie. Może dlatego, że wtykam nić w igłę z boku, a nie od frontu?

Tak więc - nie jest źle.
 Ba!
Jest całkiem dobrze :-D
Teraz trenuję kobietę na trapunto. Zobaczymy co mi powie, jak jej pikowanie lotem naćpanej pczoły zapodam :-D