niedziela, 13 marca 2016

Poduszkowce z wiośnianym klimatem w tle

Człek, czyli Ata, szyje wtedy, kiedy ma czas.
A, że czas u Aty towarem mocno deficytowym jest, to i byle co powstaje.
Ot, zwyczajne poduchy.
Szybkoszyjne i przydatne.
Na początek kóóóń.
Koński panel dostałam od przemiłej i bardzo kochanej Kasi ( zblogowanej i fejsbukowej, jak coś).

Kóń jaki jest, każdy widzi:

Kóń marki mustang, czyli poduszka od doopy strony:

Bystry obserwator zauważy, że obszycie zamknięcia tzw. hotelowego, to wyczyny maszyny. Taka zdolna bestia jest, że lekki niby hafcik zapodaje :-)
Potem była przerwa i maszyna mi się zakurzyła cokolwiek...




Jak czas wrócił, nastała pora na kolejne poduszkowce:
O ile kóń jest zdecydowanie jaśkiem do przytulenia, o tyle kocambry to poduchy do kochania większą częścią człowieka (50 cm na 50 cm)

Są mięciutkie, puchate, cieplutkie i takie w sam raz do wtulenia się w nie z książką lub miłą sercu robótką w garści.
Oczywiście również w nich pozwoliłam maszynie na pokazanie swoich możliwości pseudohafciarskich:




A na koniec...
Wiosna, panie sierżancie!
Za oknem coraz widniej, cieplej i słoneczniej. A pod maszyną zakwitł fiołek.

Maleństwo 24 cm na 24 cm.
I tu wyszła moja niekonsekwencja: fiołeczek jest durnowieszką/kurzołapką naścienną.
Czyli rzeczą, która ni jak mi się nie komponuje ze ścianami, nie lubię i nie toleruję u siebie w domu dywanów w pionie (w poziomie w sumie też nie), a jednak zawisła...
I ma się dobrze i całkiem, całkiem wygląda...
Hmmm... Może zmienię swój stosunek do szmatek na ścianach...
Wszak tylko krowa nie zmienia poglądów ;-)
A lamówkę wszywałam (rzecz jasna ręcznie), wtulona w przytulniaste kocambry - te poduszkowe i te własne, prawdziwe i bardzo żywe :-)

Dla chętnych: wzór na fiołka