poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Uszyłam sobie. Niechcący...

Kilka tygodni temu pokazywałam Wam patchwork, a właściwie "patchworczek" uszyty na konkurs.
Taki tam. Nic nadzwyczajnego.
W planach miałam kolejny. Jaki?
A tego to ja nie wiedziałam :-D
Błąkałam się po internetach, szukając pomysłu, niczym smętna owca stada pozbawiona i nic do mnie nie przemawiało.
Aż pewnego dnia, kompletnie zrezygnowana, już miałam odłączyć się od świata zewnętrznego (netowego), kiedy nagle znalazłam COŚ, co aż mnie podrzuciło z zachwytu pod sufit!
- WOW! - zakrzyknęło moje ja.
- To jest to! Tylko jakie toto ma wymiary? I jak to jest uszyte? - mamrotałam z nosem w monitorze.
Nic nie wymyśliłam, ani nie znalazłam konkretnych wytycznych i po prostu usiadłam, rozrysowałam, obliczyłam rozmiar za pomocą palców u rąk i nóg i jakoś poszło.
Podziabałam solidy (bez żalu, chociaż "trumienne" były!), pozszywałam do kupy i wyszło mi takie fajowe coś:


Kolejna durnowieszka/kurzołapka w rozmiarze 45 cm na 135 cm.

Ale to nie koniec historii. O nie! Najpierw był problem z pikowaniem.
Myślałam o sieknięciu tego na skos w nierównych odstępach. Potem ewaluowałam w kierunku skosów, ale różnych w zależności od kwadratu (jak widać, durnowieszka jest podzielna na 3 kwadraty). Miotałam się okrutnie, dopóki dziecko moje młodsze uświadomiło mnie, że przecież jak znalazłam ten patchwork w necie, to zachwyciłam się nim ogólnie i on nie był mocno pikowany. Więc powinnam dostosować się do tego, co na pierwszy rzut oka tak bardzo mi się spodobało.
Jakież to proste! Dobrze, jak ktoś trzeźwym i niezależnym okiem zerknie na tfurczość naszą radosną :-D
Tak też i uczyniłam. Przeleciałam tylko po szwach.
A potem... A potem to zatrzymała mnie lamówka. Nie miałam zielonego pojęcia jaka ona ma być.
Czarna?
Biała?
Biały spłaszczy... Czarny przytłoczy...
- A jak to było w oryginale? Bo jakoś nie kojarzę lamówki. - Pomyślała Ata plagiatorka...
Wlazłam jeszcze raz na zdjęcie tego co mnie tak zachwyciło i...
- Cholera! Tam nie ma lamówki! W ogóle! To jakim cudem te brzegi takie idealnie wykończone są?

No cóż...

Teraz czas na przyznanie się do winy i ślepego zaślepienia...

Otóż...

To, co mnie tak olśniło i zachwyciło, to był... OBRAZ! NAMALOWANY! :-D
Proszszsz, oto oryginał:

Tak więc zupełnie niechcący uszyłam sobie obraz :-D
Pozostaje mi się jedynie cieszyć, że nie znalazłam tego obrazka, bo mogłabym nie wyrobić się w czasie z szyciem na konkurs:

Tak więc.
Uszyłam, mam i bardzo mi się podoba :-)
Lamówka jest "łaciata" - tam, gdzie białe jest biała, tam gdzie czarne, jest czarna.
Robota koszmarna, ale wszystko "stykło" i wygląda przyzwoicie:

I wysyłam (rzutem na taśmę) na konkurs   Gosi Pawłowskiej "Hello Sunshine".


Trzymajcie kciuki, pliss!

Ps: zdjęcia gotowca autorstwa mojej starszej córki :-)